10 kwietnia 2010

Że taka sprawa nie pozostaje obojętna, to nikogo nie dziwi. Oto wydarzenie, o którym pisze cały świat, o którym będzie mówić cały świat. Prawie wszyscy czują potrzebę mówienia o tym, ja też.
Dlatego mówię: trudno mi uwierzyć w to, żeby to był przypadek. Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać, kiedy słyszę o powołaniu w Rosji komisji śledczej, na której czele ma stanąć Putin. A jakie zadania będzie miała na komisja? Nie bądźmy naiwni, proszę. Zatuszować fakty? Jest tu tyle absurdu, że Gombrowicz i Kafka mogą się schować. Wprawdzie ostatnio słyszałam sporo dobrego o Putinie, ale trudno tak z dnia na dzień zmienić zdanie o człowieku. A tutaj polityk, co do którego uczciwości... Z drugiej strony, moją pewnością siebie w osądach zachwiał wywiad z Normanem Davisem, bardzo szanowanym przeze mnie historykiem, którego zdanie nie opiera się tylko na intuicji ;)
Wypadek samolotu. Takie rzeczy nie dzieją się od tak. A już to, dlaczego lecieli rosyjskim samolotem, samolotem nie nowym, samolotem, który już wcześniej się psuł... doprawdy nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Niezły mętlik. Swoją drogą, to piękna miniatura Katynia, dobre przypomnienie... szkoda tylko, że go nie potrzebowaliśmy, bo zdaje się, że pamiętamy. Wiele osób zauważa, że przynajmniej świat usłyszał teraz o Katyniu - i z tym trudno się nie zgodzić.
Jeśli spojrzeć na to z perspektywy kraju, to wiem jedno: będą zmiany. Oczywiście, nie jestem politologiem i nie wiem, jakie. Ale takie wydarzenie nie przechodzi bez echa. Prezydent, szef NBP, ministrowie... kiedy zmieniają się tacy ludzie, wiele może zmienić się w kraju. Oczywiście nie od razu, dlatego wiele osób o tym nie pomyśli. Ja boję się. Świadomość zmian - ale totalny brak wiedzy na temat tego, jakie one mogą być...
Przypomnijmy sobie, kiedy ostatni raz stało się coś takiego. Kiedy zginął prezydent. Oczywiście nie twierdzę, że zaraz będziemy mieć wojnę. I w tym problem. Gdybym wiedziała, że będzie wojna, to wyjechałabym do Holandii albo Szwajcarii. A ja nie wiem. Nie wiem nic.

Oczywiście, jest też druga strona, ta bardziej ludzka. Mieszkam blisko domu pani Jadwigi, matki prezydenta. Kiedy w południe jechałam do Centrum, już widziałam pod jej domem dziennikarzy. Straciła syna i już w parę godzin po tym... takie rzeczy bardzo skutecznie zniechęcają do tego zawodu. Sępy. Rozumiem, że to ich praca... ale są jakieś granice przyzwoitości... cóż, jak widać, nie dla wszystkich. Kiedy wracałam, widziałam znicze. Ja bym czegoś takiego nie chciała pod swoim domem. Ale ludzie wyrażają smutek i współczucie, jak mogą i umieją.
Szkoda mi, bardzo, rodzin tych wszystkich ludzi... nie tylko polityków, ale też, na przykład - stewardess. Młodych dziewczyn, przed którymi było całe życie. Oczywiście, takie rzeczy zdarzają się na co dzień, cały czas ludzie tracą bliskich... oczywiście.

Ale są też tacy, którzy w dniu dzisiejszym mają śluby i chrzty. Współczuję konieczności podejmowania takich decyzji... odwołać, nie odwołać? Decyzja dosyć ważna, z którą dwoje ludzi zostaje samych lub przeciwnie, nie dane jest im zaznać odrobiny spokoju, wysłuchują dobrych rad mnóstwa ludzi i zaczynają się w tym gubić. A to przecież ich dzień. Cóż, niestety, ich dzień, stał się dniem całego świata. Oczywiście.

Smoleńsk, 4 kwietnia 2010, Śmierć Prezydenta, żałoba narodowa

1 komentarz:

Unknown pisze...

dziękuję za komentarza :)
posłuchałam się Twojej rady i usunęłam ramki.
pozdrawiam. so-urban.blogspot.com
:-)