23 sierpnia 2011

Oficjalnie uznaję tłumaczenie się brakiem czasu za bzdurę - z drugiej strony, w sumie można chyba nie mieć czasu na jakąś tam, tę konkretną rzecz. U mnie oczywiście pomysł, żeby może coś napisać pojawił się w ostatnim tygodniu wakacji, kiedy to wreszcie zaczęłam się uczyć do poprawki (yeah, lepiej późno, niż wcale). 
Mogłabym już w sumie zrobić podsumowanie wakacji.
Nigdzie nie wyjeżdzałam, tylko na tydzień do babci, z czego jestem bardzo zadowolona, bo właśnie chciałam spędzić całe te wakacje w Warszawie; nauczyłam się jakiś parudziesięciu słówek amerykańskich, co nie jest może wielkim postępem, ale zawsze to coś. Nauczylam się paru słówek francuskich i jestem absolutnie zdecydowana, że opanuję w tym roku francuski na poziomie podstawowym. Przeczytałam kilka dobrych książek, więc okej - nie były to wakacje całkowicie bezproduktywne. Chociaż wiem, że mogłabym zrobić dużo więcej. Obejrzałam do końca Skinsów - to też się liczy?
Nie nauczylam się może matematyki, ale nauczę się w tym tygodniu i zdam. Za dużo osób obiecalo mi wpierdol w innym wypadku, wolę się nie narażać.
Nie uporałam się z wewnętrznymi problemami, w ogóle z niczym. Raczej zawaliłam wszystko. Nadal jestem nieszczśliwie zakochana, mega chujowo, nic z tym nie zrobiłam i już nie zrobię. Nadzieja poszła się bujać. Bardzo długo ją miałam. Ale to koniec. Nie można kogoś zmusić, żeby nas pokochał, prawda?


Trochę jednak chyba zmieniło się w te wakacje. Sądzę, że były najbardziej chujowe na świecie, i już naprawdę trudno o gorsze. Tak sobie wyobrażam, że kolejne będą lepsze. Te były gorsze niż poprzednie... no ale coś mogło by się zmienić. Mogło by, prawda?


Stan psychiczny bardzo, bardzo, bardzo zły, ale chyba przechodzę powoli w obojętność. To dobre. Dobre, bardzo dobre. 
I jak mniej czasu i energii będę poświęcać innym ludziom, to bardziej skupię się na sobie. Good, isn't it? Chyba tak. 


Na co dzień jestem tu
a czasem także tu

cześć